17 – Narodziny Jerzyka

(1923-1937)

 

Jerzyk Dymant był kuzynem Firy Mełamedzon, traktowanym przez nią jak młodszy brat. Była przy jego narodzinach; gdy był małym dzieckiem, bawiła się z nim i zajmowała. Poczynając od lata 1934 roku Jerzyk spędził niecały rok w mieszkaniu Mełamedzonów w Poznaniu, chodził tu do żydowskiej szkoły powszechnej. Musiał wrócić do mamy w dość dramatycznych dla niego okolicznościach. Historię Jerzyka Fira opowiada w książce – tu uzupełniamy ją kilkoma zdjęciami z późniejszego okresu oraz wspomnieniem Firy o jego narodzinach.

 

Jerzyk był pierworodnym synem cioci Poli z Łęczycy i wuja Natana, młodszego brata mamusi. Urodził się w 1923 roku, gdy miałam osiem lat. Wujostwo mieszkało w ostatnim z pokoi w mieszkaniu dziadków Dymantów i kiedy ciocia Pola rodziła tam Jerzyka, akurat przyszłam do babuni. – Firuś, bocian przynosi dziecko. Chodź, pokażę ci – powiedziała ciocia Lili, kiedy mnie zobaczyła. Lili – wtedy jeszcze panna, potem po mężu Lew – była młodszą siostrą mamusi, bardzośmy się lubiły. W pokoju była akuszerka a wuj Natan i wszyscy inni czekali pod drzwiami. – Ty stań obok pieca, a ja otworzę drzwiczki. Zobaczysz, jak otworzę bocian przyniesie dziecko – mówiła Lili. – Wrzuci je przez komin, więc stój tu i łap je, żeby nie wypadło na podłogę i żeby nic mu się nie stało. Dobrze wiedziałam, że to bajki, ale wstydziłam się przyznać, że wiem jak rodzą się dzieci. Słyszałam, jak w pokoju krzyczy z bólu ciocia Pola. A potem Jerzyk się urodził i wujowi Natanowi wolno już było wejść do pokoju.

Może dlatego że byłam przy jego narodzinach, bardzo pokochałam Jerzyka. Przychodziłam często do dziadków, żeby się z nim pobawić, choć był jeszcze mały. Trzy lata później wujostwu urodził się jeszcze drugi syn, Kuba, ale z nim nigdy nie byłam tak blisko. Jerzyk miał cztery lata, kiedy przenieśliśmy się do Poznania, a sześć, gdy nagle zmarł jego ojciec. Ciocia Pola nie utrzymała interesu, który prowadziła po mężu, i w 1934 roku wyjechała z młodszym synem do rodziców w Łęczycy. Moja mamusia niespodziewanie przywiozła wtedy Jerzyka do Poznania. W Brzezinach, na rodzinnej naradzie ustalono, że będziemy go wychowywać. Byłam takim obrotem spraw zachwycona.