35 – Patałowski i Bülow – przyjaciel i zadurzony

(1937)

 

Mietek Patałowski i Gebhard Bülow. Jeden polski Żyd, drugi Polak o niemieckim pochodzeniu. Jeden przyjaciel Firy, drugi nieznajomy oficer, który zobaczywszy ją przypadkiem, za wszelką cenę usiłował z dziewczyną porozmawiać. Mimo wszystkich różnic między oboma mężczyznami, w jednym byli podobni – nie mieli wtedy szczęścia w miłości.

Rodzina Patałowskich przeniosła się w 1933 roku z Kalisza do Poznania, ale mama Mietka Regina znała się z Rachelą Mełamedzon, mamą Firy, jeszcze z czasów dzieciństwa. Osiemnastoletnia Fira dzięki tej znajomości pojechała w 1933 roku na tydzień czy dwa do Kalisza.

W 1936 roku Mietek – który po roku studiów rezygnował właśnie z prawa na Uniwersytecie Poznańskim – chodził z Madzią Einstein, dziewczyną z niemieckich Żydów mieszkającą jak Fira przy ul. Wronieckiej. Ale Madzia doprowadzała go do szaleństwa, bo flirtowała z innymi mężczyznami i Mietek cierpiał. Historia o tym, jak kiedyś przyszedł do Firy po jakiejś kłótni z Madzią, ponury i zazdrosny, jak poszli porozmawiać do Palais de Danse, znanej restauracji w Pasażu Apollo, i jak tam na Firę zwrócili uwagę młodzi oficerowie polscy, wśród nich Gebhard Bülow – opisana jest w książce.

 Fira nigdy nie spotkała się  z Bülowem, choć na takie spotkanie się zgodziła. Jak do niego nie doszło mowa jest w części 37. Bülow był polskim oficerem, ona Żydówką – nie uważała, żeby coś dobrego mogło wyniknąć dla obojga z tego, że zaczęliby się spotykać i pokazywać na ulicy. Nie ma w jej albumach jego zdjęcia – nie wiemy, jak wyglądał. Ale w archiwach Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza znajdują się dokumenty dotyczące obu mężczyzn. Bülow bowiem przez jakiś czas był słuchaczem na wydziale prawno-ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego. Zamieszczamy kopie tych papierów.

Poniższy fragment wspomnień Firy opowiada o starszym bracie Mietka, Arku – w przyszłości lekarzu. W tym wspomnieniu, dotyczącym przełomu lat 20. i 30. XX wieku, jest on jeszcze uczniem gimnazjum.

 

Miałam może czternaście lat, kiedy dwa tygodnie przed zakończeniem roku szkolnego mamusia zabrała mnie ze sobą do Krynicy, dokąd regularnie jeździła odpoczywać. Nie lubiłam z nią jeździć do jej kurortów, bo się nudziłam, ale byłam jeszcze za mała, by móc odmówić. W Krynicy zjawiła się wówczas niespodziewanie mieszkająca w Kaliszu Regina Patałowska ze starszym synem Arkiem, może siedemnastoletnim. Zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu i nasze mamusie zaczęły razem spędzać czas. Arka, który był w siódmej klasie gimnazjum, wyrzucono wówczas ze szkoły za palenie papierosów. Zdybał go któryś z nauczycieli – podczas lekcji wyszedł do szkolnej toalety i zauważył, że zza jednego z przepierzeń unosi się papierosowy dym. Poczekał cicho, aż delikwent postanowi wyjść z ubikacji i Arek wpadł prosto w jego ręce. Kara była surowa: dyrekcja usunęła starszego Patałowskiego ze szkoły, a jego mama, żeby szkolne i rodzinne emocje trochę opadły, postanowiła wywieźć go z Kalisza.

Odpoczywaliśmy więc w Krynicy chodząc na spacery, a popołudniami i wieczorami przysiadając na jakimś placu, na którym orkiestra grała muzykę taneczną. Można było posłuchać, można było też tańczyć. Arek postanowił, że zaprosi mnie do tańca. Jeżeli wstanę i cię poproszę, to nie zrobisz mi wstydu? – upewniał się jeszcze. Ale ja byłam nieśmiałym podlotkiem, wstydziłam się tańczyć z chłopcem. – Nie, nie pójdę tańczyć. Nie pójdę – zarzekałam się. Mamusia jednak mnie wypychała, mówiła, że przecież bardzo dobrze znam salonowe tańce. Ośmielony przez nią Arek wstał i ukłonił mi się – a ja spuściłam głowę i nie poszłam. Był na mnie strasznie obrażony, uważał, że go ośmieszyłam, i długi czas nie mógł mi tego darować.

Zdaje się, że po wakacjach na skutek zabiegów rodziców Arek został na powrót przyjęty do szkoły, musiał jednak zdać całość materiału z klasy siódmej.